opis strony

Czworonożni sojusznicy Rodzinnych Domów  Dziecka z Warmii i Mazur

Czworonożni sojusznicy Rodzinnych Domów  Dziecka z Warmii i Mazur

Czworonożni sojusznicy Rodzinnych Domów  Dziecka z Warmii i Mazur

 

Napisała: Aleksandra Drzazgowska

Spróbujmy wyobrazić sobie przez chwilę , co by się stało, gdyby w świecie ludzkim, z dnia na dzień zabrakło zwierząt. Pustka, niedowierzanie, zakłócenie równowagi w ekosystemie  –  donosiłyby czołówki gazet.  Być może na naszych oczach wypełniałoby się  łacińskie  przysłowie  – „homo homini  lupus  est”.  Na szczęście to tylko chwila wyjęta z ludzkiej wyobraźni i niech tak pozostanie.

Jak wielką i nieocenioną wartość w kształtowaniu relacji między członkami rodziny w poczuciu bezpieczeństwa i nieograniczonej empatii posiadają nasi czworonożni przyjaciele.  Niech świadczą wzruszające historie z życia  rodzinnych domów dziecka  na terenie  Warmii i Mazur.

W większości z nich są „bracia mniejsi”. Ich obecność w domu, zdaniem opiekunów zastępczych, wywołuje u dzieci radość i zadowolenie. Dzięki zwierzętom dzieci czują się w rodzinie zdecydowanie pewniej, zdobywają nowych przyjaciół, uczą się samodzielności i odpowiedzialności..

W rodzinie Teresy i Ryszarda Górskich (RDDz Ełk) dzieci opiekują się psem Felusiem, trzema żółwikami wodnymi oraz chomikiem i królikiem Plamką. Feluś traktowany jest przez dzieci jak członek rodziny. Dzieci cieszą się, że po prostu jest i pozwala się głaskać, przytulić i czuć się przy nim bezpiecznie. Króliczek Plamka zamieszkał w rodzinie Teresy i Ryszarda Górskich w ubiegłym roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia.

Maluchy były nim zachwycone, wspomina, Roksana Górska, studentka oligofrenopedagogiki, córka biologiczna Teresy i Ryszarda. Każde z dzieci, nawet chłopcy, otoczyło Plamkę miłością i serdecznością. Ponieważ królik był jeden, a dzieci cała gromadka, ustaliliśmy, że każdego dnia inne dziecko będzie troszczyć się o królika. W ten sposób dzieci nauczyły się odpowiedzialności, wrażliwości i współpracy. Kochają Plamkę i czasem w pierwszej kolejności zwierzają się  jej ze swoich kłopotów i trosk… .

W rodzinnym domu dziecka w Lidzbarku Warmińskim dzieci opiekują się przygarniętym kundelkiem Sabą, która ma dziewięć lat i nadal chętnie bawi się w berka i w chowanego. W Wigilię, dodaje mama zastępcza – Danuta Karczewska, dzieci przypinają Sabie do obroży muszkę. Pod choinką jest zawsze mnóstwo prezentów. Nawet Saba dostaje świąteczną paczkę ze smakołykami.

Bardzo lubi dzieci Liza (9- letni sznaucer) i Zewa (1,5 – letni husky). Szczególnie Zewa, podkreśla Zbigniew Karpowicz, prowadzący z małżonką Ewą rodzinny dom dziecka w Dywitach, jest niesamowicie cierpliwa i łagodna. Bardzo polecam tę rasę ze względu na niesamowitą cierpliwość i łagodne usposobienie. Zewa jak wszystkie psy tej rasy szybko się uczy, a ponadto uczęszcza do szkółki tereserskiej.

W rodzinie Haliny i Zygmunta Pajączkowskich (Gołdap) dzieci opiekują się owczarkiem niemieckim wabiącym się Hultaj i kundelkiem o imieniu Rudy. Rudego, wspomina Halina Pajączkowska, dzieci znalazły trzy lata temu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Zmarzniętego przyniosły do domu, a ja zgodziłam się żeby z nami zamieszkał. Z nowego towarzysza zabaw bardzo ucieszył się Hultaj. Owczarek zaopiekował się małym kundelkiem. Podobnie, śmieje się Pani Halina, jak w naszej ludzkiej rodzinie- starsze dzieci opiekują się młodszymi.

W pięknie położonych Zelkach rodzinny dom dziecka prowadzi Joanna Saudurska z mężem Wiesławem. Nasze siedlisko jest piękne o każdej porze roku. Mieszkamy w wyjątkowo uroczym miejscu. Mamy zwierzęta: sześć kotów, pięć krów o imionach Róża, Agata, Kasia, Michalina i Marysia oraz kury i psa-owczarka podhalańskiego.  Dzieci bardzo lubią owczarka Megi. Wszystkie przechodząc głaszczą ją i bardzo często przytulają się do niej. Megi traktuje dzieci bardzo przyjaźnie .Nikogo nie wyróżnia. Ktokolwiek wychodzi na podwórko, to Megi też (…) Moim zdaniem, przekonuje Joanna Saudurska, funkcjonowanie w takiej pełnej, razem ze zwierzętami, jak nasza rodzinie, wpływa na dzieci pozytywnie. Dzięki nawiązaniu i pogłębieniu kontaktu z czworonożnymi przyjaciółmi, dzieci stają się radośniejsze i mniej agresywne. Dzięki różnorodnym zabawom, z Megi, poprawiają koordynację ruchową.

Helena Ćwiek (RDDz Ełk) w swoim liście wyznaje: Od dziewięciu lat mamy 20 ha gospodarstwo po dziadkach. Nasze wnuki to już szóste pokolenie na tej ziemi. Wkładamy w to miejsce dużo pracy ,starań i pieniędzy ,ale warto. Dzieci mają miejsce do wyjazdów weekendowych i wakacyjnych. Mamy siedem koni z czego cztery, już chodzą pod siodłem a pozostałe trzy to jeszcze „młodzież” 3-,2- i 1- latkowie. Dzieci jeżdżą na koniach, pomagają w pracach w stajni wg sił. Dbają by miały czyste poidła. Prace te uczą ich obowiązkowości i odpowiedzialności. To samo dotyczy psów. Dzieci dbają by zawsze miały wodę ,czyste miski i karmę na określony czas.(…) Nasz wiejski zwierzyniec to siedem koni, trzy psy ,pięć kotów i bocianie gniazdo. W zaroślach na naszej ziemi jest rodzina saren, co roku mają śliczne małe. Dobrze się tu czują, bo są z nami już od pięciu lat. Dzieci jednak omijają to pastwisko, by nie płoszyć zwierzyny. Wszyscy czekamy na wakacje, bo sianokosy, konie i  łódka na pobliskim

jeziorze. Suwalszczyzna to ziemia gdzie nadal trawa zielona i woda czysta, a nasze gospodarstwo jest ekologiczne z certyfikatem.

Na zawsze w pamięci Gabrieli i Jarosława Wiśniewskich (RDDz Grabinek) pozostał owczarek szkocki colie o imieniu Koka.

To był wspaniały pies. Gromada małych dzieci i pies pasterski… . Siadały na niego, kładły się, goniły się z nim na rowerkach. Kiedy na podwórko szły dzieci, szła też Koka- nie odstępowała ich na krok. Kiedy zaczynała szczekać wiadomo było, że potrzebna jest interwencja dorosłego bo: któreś zrobiło sobie krzywdę, dzieci kłócą się, obcy na podwórku. Gdy nadchodziła noc, wszystkie drzwi w domu musiały być otwarte, bo nasz stróż także nocą pracował. Chodził z sypialni do sypialni i sprawdzał czy nikomu nie dzieje się krzywda, czy wszyscy są i czy do drzwi wejściowych nikt nie puka. Spędziła z nami dziesięć lat zanim odeszła – wierna, cicha, kochana. Mentos, który jest z nami od dwóch lat, dopiero wyrasta ze szczenięcego wieku, a nasze dzieci są prawie dorosłe. Nasz golden jest dla nich wielką radością i nauką odpowiedzialności oraz obowiązkowości. Ciągle porównują go z Koką, a on je po prostu kocha, nie oczekując niczego w zamian, no może – podrapania za uchem.

I tak pokrótce przybliżyłam czworonożnych przyjaciół dzieciaków z RDDz naszego województwa. Cóż mogę jeszcze dodać- są to kochane zwierzaki. Zdjęcie owczarka Koka mam nawet w rodzinnym albumie. Zdjęcie to zrobił nam Jarek w 1998 roku, podczas przygotowań do uroczystego otwarcia RDDz. Jest na nim Gabrysia Wiśniewska (żona Jarka), ja i ukochana Koka.

Kilka dni temu ponownie przeczytałam książkę „Dlaczego warto kochać?” Jej autor Jose Luis Martin Descalzo w jednym z rozdziałów opisał wzruszającą autentyczną historię wiernego psa Canela. W moim przekonaniu, historia ta, w piękny sposób ilustruje myśl, że stosunkiem do dzieci i zwierząt mierzy się poziom cywilizacyjny człowieka. Na cmentarzu San Javier w Murcii można spotkać psa, który od dziesięciu lat śpi i mieszka na grobie swojego pana. Zwierzę, jeśli tak można o nim  mówić, parę dni po śmierci swojego właściciela stęsknione,  samo poszło na cmentarz, znalazło – któż je prowadził ?- jego grób i usiadło przy nim, żeby czekać na własną śmierć. Przez kilka dni pies nie ruszył się z nagrobnej płyty, nie odchodził nawet, żeby poszukać czegoś do zjedzenia. Dopiero później zlitował się nad nim stary grabarz i zajął się nim, zastępując do pewnego stopnia zmarłego. Ale Canelo nigdy nie przestał być wierny. I nadal tam jest ,pamiętając o zmarłym, o którym rodzina zdążyła już zapomnieć. Psia miłość to jedyny kwiatek, jaki przyozdabia ten grób. Nawet imię zmarłego zniknęło już pod mchem. W pamięci Canela nic się nie zatarło (Jose L. Martin Descalzo 2000, s. 124). 

Aleksandra Drzazgowska